(Fot. z telefonu)
Wynik mógł być nieco lepszy, ale zaistniały przeszkody takie jak berneński pies pasterski (koło jego nosa wolałem zwolnić) i rozwiązany but tuż pod szczytem. W lesie rozjeżdżony szlak i inne ślady intensywnej zwózki drewna (patrz: zdjęcie). Kiedy natomiast wracałem, na płaskim odcinku pod nogi wyskoczył mi najprawdziwszy zając; okazał szczerą konsternację, po czym błyskawicznie się wycofał.
Tę skromną solową akcję dedykuję bohaterom beskidzkiej ligi podbiegowej: Michałowi G., Krzysztofowi T. i Błażejowi N.. To oni wyznaczają i przesuwają horyzonty ludzkiej wydolności.
Sebastian