Tranzyt Wiednia znowu poszedł szast-prast i desantowaliśmy się w Rzykach Jagódkach. Nastąpiło małe logistyczne zawirowanie wynikające z braku zasięgu komórkowego, lecz mniej więcej w południe w sześcioosobowym gronie ruszyliśmy w plener.
Wiosna wysyłała nam na powitanie swoich posłańców: pląsały cytrynki (Gonepteryx rhamni), mnożyły się lepiężniki (Petasites albus), na dodatek Oliwia wytropiła mrówki, które przechadzając się po lesie strącały w ciepłą ściółkę resztki zimowego snu. Słońce wytapiało kryjące się po lesie białe łaty. Co prawda odleglejsze widoki tonęły w matowej mgiełce, jednak bezpośrednio wokół nas krystaliczne, rześkie powietrze saturowało barwy i wyostrzało wzory uplecione z gałęzi buków; podkreślało fakturę ich zapisanej niezrozumiałymi znakami, srebrzystej kory. W miarę, jak zbliżaliśmy się do grzbietu, świat ładniał na potęgę. Trudno było uwierzyć, że to Beskid Mały. Na Przełęczy Władysława Midowicza skręciliśmy w lewo.
Wcześniej nie docenialiśmy tutejszego schroniska. Teraz to się zmieniło – wystarczyło wejść do klimatycznej jadalni i bez kolejki przy okienku otrzymać rewelacyjny, polecany przez Michała żurek (9/10). Rozmowa nieco się przedłużyła, ale góry wzywały, więc pomknęliśmy na Leskowiec, 918 m n.p.m., gdzie uwieczniliśmy się na portretach grupowych pozowanych.
Trasa nadal wiodła Małym Szlakiem Beskidzkim. Na ścieżce i obok niej przybywało śniegu. Za przełęczą Beskidek zaczęły wyrastać tak oczekiwane przez dzieci wychodnie skalne. Oliwia z Mikołajem rzucili się w wir penetracji powierzchniowej i wspinaczki. Ledwo nadążaliśmy z asekurowaniem… Zlokalizowano jeden obiekt (prawie-)jaskiniowy, czyli niszę mieszczącą dwoje młodych grotołazów w siadzie kucznym. Odbył się pokaz skoków / zjazdów ze skały w śnieg. Liczne przystanki skutecznie spowolniły pochód, lecz frajdy było co niemiara.
Kiedy na Kotlinę Rzycką spływał aksamitny półmrok, w rejonie Rozdroża pod Łamaną Skałą odnaleźliśmy na śniegu ślady legendarnej krowy Anuli.
Czworo z nas przeszło przez zaspy i wykroty, by zwiedzić szczyt Łamanej Skały, 929 m n.p.m.; podjęto próbę wtargnięcia w zaciepane śniegiem zachodnie “zerwy” uroczyska (bo taki charakter przybrało to miejsce).
Po ciemku dotarliśmy do Przełęczy na Przykrej. Opuściliśmy grzbiet, nasze pociechy otrzymały porcję nowych atrakcji: droga w dół prowadziła bowiem wzdłuż tętniących życiem wyciągów ośrodka narciarskiego Czarny Groń. Mijaliśmy przeszkody snowparku i inne elementy kontrowersyjnej infrastruktury. Przełamując fale światła i (emitowanego przez głośniki) dźwięku zstąpiliśmy w dolinę Pracicy, gdzie czekał podstawiony uprzednio samochód Michała.
Energii oraz tematów do rozmów wystarczyło na cały dzień.
Więcej zdjęć: LINK
Oliwia, Michał | Justyna G. | Mikołaj, Ines, Sebastian