Start z Polany Rogoźniczańskiej.
Najpierw udaliśmy się pod Jaskinię Raptawicką T.E-08.03. Nasza trójka dowspinała się do otworu, skąd zawróciła skonfundowana zatorem ludzkim; Michał twardo zszedł do środka.
Drugi punkt programu stanowiła Jaskinia Obłazkowa T.E-08.05. Zwiedziliśmy ją w zuchwałym stylu letnim – kaski tworzyły interesującą całość z krótkimi nogawkami i takimiż rękawami. Choć tego rodzaju strój nie ułatwiał czołgania się zimnym i błotnistym Przekopem, dotarliśmy do Komory Końcowej, a także zajrzeliśmy do Jędrusiowego Przełazu.
Na powierzchni (patrz: zdjęcie) przekąsiliśmy co nieco, założyliśmy bardziej techniczne stroje i wkroczyliśmy do Jaskini Mylnej T.E-08.05. Już w Obłazkowej natężenie ruchu turystycznego było mniejsze, zaś po trzeciej z jaskiń chodziliśmy praktycznie sami (nie licząc miłej trzyosobowej rodziny, która przez sporą część trawersu towarzyszyła nam z powodu własnych dylematów orientacyjnych). Obejrzeliśmy Wielką Izbę, myszkowaliśmy po Chórach. Wstąpiliśmy do Skośnej Komory i zbadaliśmy cały znajdujący się za nią korytarzyk. Wreszcie na koniec skręciliśmy w Wielki Chodnik, gdzie Sebastian z Michałem podeszli do zachodniego krańca Wysokiej Szczeliny. Oczyściliśmy jaskinię z paru śmieci (wypalone świeczki tea light, butelka po piwie…).
Tego piątku nie było upału, a podczas naszej bytności w Mylnej mogły przejść jakieś opady, ponieważ zrobiło się wręcz chłodnawo, zarazem ilość turystów w Dolinie Kościeliskiej wyraźnie zmalała. Poszliśmy więc sobie do Schroniska na Hali Ornak. Przetestowaliśmy rosół oraz szarlotkę – obie pozycje menu z przekonaniem rekomendujemy.
Kiedy wróciliśmy na Polanę Rogoźniczańską, trwała tam krzątanina spowodowana gradem, który w międzyczasie dosłownie poorał dachy większości namiotów. Ich mieszkańcy przenosili się do tzw. domku.
Wieczorem w Jabłonce: kawa i kultowy “hot dog z Orlenu” (pierwszy w życiu Mikołaja).
Michał | Mikołaj, Ines, Sebastian