(Fot. z telefonu)
Skoro wczoraj powiedziało się “P”, dziś należało powiedzieć “Ł”. W godzinach popołudniowych zaatakowałem więc Łazka. Na szczycie czekały mnie łaty starego śniegu i konsternacja w reakcji na akt wandalizmu, którego dopuściła się jakaś anonimowa dłoń: oto usunięto tabliczkę z nazwą szczytu i wysokością, a była to przecież jedna z piękniejszych i porządniejszych samowolek znakarskich w polskich Beskidach! Na tle innej tego rodzaju działalności (prowadzonej choćby w rejonie Palenicy) wypadała naprawdę dobrze. Przejrzałem teren w pobliżu drzewa ze sterczącymi dwoma gwoździami, lecz, niestety, nie odnalazłem cennego artefaktu. Dlatego apeluję do osoby, która zdjęła ów znak o jego powtórny montaż!
No i kolejna niespodzianka: zarejestrowałem dzisiaj mój najlepszy osobisty czas na Łazku – nie tylko w bieżącym sezonie, ale kiedykolwiek (czyli, konkretnie, od 2010 roku). Może to kwestia dość komfortowej temperatury?
Na zdjęciu: grudniowe niebo na południowym zachodzie oglądane z przełęczy między Łazkiem i Czuplem.
Sebastian