Przechadzka miała być nieco dłuższa, więc w celu uniknięcia konieczności domykania pętli, postanowiłem odważnie zdać się na komunikację publiczną. Nie miałem dość samozaparcia, by zrywać się bladym świtem. Niestety, po opuszczeniu domu okazało się, że internet nie kłamał: w niedzielne zimowe przedpołudnie egzotyczny kierunek “Szczyrk” literalnie nie istnieje w rozkładach jazdy PKS ani busów. Najpierw przyszła mi do głowy pełna troski refleksja, że może brak śniegu nie jest jedyną przeszkodą, jaka utrudnia miejscowości nad Żylicą doszlusowanie do ligi obejmującej St. Moritz czy Cortinę d’Ampezzo. Zaraz jednak zmiarkowałem, że w tym szaleństwie jest przecież metoda, bo jeśli nie dowieziemy ludzi, to nie przekonają się oni na własne oczy, że zima jest tam taka kiepska, nie zobaczą z bliska nieestetycznie, byle jak zabudowanego centrum itp. itd., ergo: reputacja szczyrkowskiej “stacji sportów zimowych” zostaje ocalona.
No ale to nie miał być felieton, tylko sprawozdanie, dlatego wróćmy do jego autora, który utknął w Mikuszowicach Śląskich obok Parkhotelu (cokolwiek miałoby to dumne określenie znaczyć!) “Vienna” albo, jak kto woli, przed domem naszego znamienitego Kolegi, koordynatora BTC. Co zrobiłem? Oczywiście uznałem, że w takim razie moja samotna piesza przygoda rozpoczyna się już tutaj i spokojnym krokiem ruszyłem przed siebie. Minąwszy Cygański Las i musnąwszy skraj Błoni, wydostałem się na Siodło pod Równią, skąd zszedłem do Bystrej. Czerwonym szlakiem zaatakowałem budzącą respekt Magurę. Kiedy nabierałem wysokości, z nieba zaczęła sypać się biała kasza. Przez prawie całą wycieczkę było mrocznie i posępnie, choć niebywale malowniczo (na zdjęciu: widok z podejścia w kierunku północno-wschodnim; pod tym LINKIEM można podejrzeć, jak prezentowała się Kotlina Żywiecka). Na przypominającym lodowe pustkowie grzbiecie Magury przyszło mi walczyć z przejmująco zimnym, niosącym mikroskopijne kryształki wiatrem. Tam też po otwarciu plecaka przekonałem się, czego zapomniałem spakować: tym czymś był polar! Na szczęście rozgrzałem się podchodząc z Przełęczy Kowiorek na szczyt Klimczoka. Kolejny etap wiódł przez Stołów na Błatnią, z której – jak łatwo się domyślić – wróciłem przez Przykrą i Palenicę wprost do domu.
Ruch turystyczny umiarkowany, śliskie szlaki spowalniają marsz, śnieg utrzymuje się (w niewielkich ilościach…) w zasadzie tylko powyżej 1000 m n.p.m.
Bilans: długość trasy – 24,7 km / suma podejść – ok. 1500 m / czas – 4 godz. 57 min.
Z ciekawostek warto odnotować, że na grzbiecie między Przykrą i Wysokiem ustawiono nową tablicę informującą o rezerwacie “Jaworzyna”.
Doszło też do jeszcze wyraźniejszego niż dotąd, partyzanckiego wyznakowania (efekt przypomina “oficjalne” znaki) czarnego szlaku z Palenicy do Jaworza Średniego (wniosek, że szlak jest “nieoficjalny” opieram na sposobie, w jaki wykonano tabliczki).
Ostatnia nowość: rozważana i testowana niegdyś alternatywna, “hardkorowa”, północna trasa podbiegowa na Palenicę (tędy schodziłem; częściowo pokrywa się z ww. czarnym “szlakiem”) przybrała teraz postać szerokiej, regularnej (chociaż nadal stromej) drogi leśnej.
Sebastian